Mrok, który momentami przybijały błyskawice spośród węgielnych chmur. Na ulicach zawszonego, brudnego miasta nie było ani jednej żywej duszy. Tylko mgła przedzierała się w każdy możliwy kąt, aby dodać uroku, który niekoniecznie nim był. Wszystkie okolice ucichły na bardzo długą chwilę, bez jakiegokolwiek powodu. Nikt nie śmiał wyjść za próg domu, wydobyć ze swojego gardła choćby najmniejszy dźwięk. Śmierć czyhała w każdym miejscu. W powietrzu można było wyczuć jej woń; siarki i nieustającej grozy, która unosiła się i trwała jak gdyby wiecznie.
Z północy wyłonił się Biały Wędrowiec, oparty o laskę. Odważnie stawiał każdy krok w kierunku zamku. W środku mroźniej, nieustannej zimy wybuchła wojna. Król i Królowa obawiali się najazdu.
Młoda kobieta zbliżyła się z trwogą do okna i wciągnęła głośno powietrze. Przeniosła swój przerażony wzrok na Króla, który wiedział co miała na myśli - Biały Wędrowiec. Człowiek, który nie był człowiekiem. Kim? Tego nikt nigdy się nie dowiedział. Byli to jakby śnieżni Mnisi, jednak ci nie posiadali w sobie absolutnie żadnej pokory czy miłosierdzia. W rzeczywistości byli to zabójcy, którzy mordowali każdego, kto przechodził przez ich ścieżkę. A tak przynajmniej mówiono w opowieściach.
Król natychmiast zwołał ostatnich popleczników jacy pozostali i podbiegli pod wejście do zamku, będąc gotowi bronić za wszelką cenę swoich skarbów. Żołnierzy było blisko trzydziestki. Nie armia, jednak każdy z nich pewny, iż Biały Wędrowiec nie ma jakichkolwiek szans na wygraną. Mylili się.
Mnich uniósł wzrok na żołnierzy, ukazując lekki uśmiech. Nie zatrzymał się choćby na chwilę, a podążał nadal przed siebie. Gdy zbliżył się, a ludzie z Królem nadbiegali z mieczami, chwycił mocniej drewnianą laskę i ustał w miejscu, czekając. Zimowy wicher nasilił się i zaczął atakować z każdej strony. Biały Wędrowiec puścił laskę i wyciągnął srebrny miecz, gotów do walki. Ruszył wolnym chodem, po drodze zabijając każdą osobę z kolejki. Inni stawiali opór, lecz byli też i tacy, którzy błagali o litość. Niestety bezskutecznie. Na końcu pozostał Król, który bezwładnie opadł na kolana, prosząc o oszczędzenie życia. Mnich zatrzymał się przy nim i szybkim ruchem poderżnął mu gardło. Patrzył jeszcze chwilę jak posępny i chciwy Król wykrwawia się pośród białego puchu.
Wkroczył pewnie do wnętrza zamku i bez problemu - nie wiedzieć czemu - odnalazł komnatę Królowej. Była cała przyozdobiona najróżniejszymi kosztownościami, począwszy od złota z Kairu aż po Konstantynopol. Biały Wędrowiec zbliżył się powoli, a krew przerażająco skapywała z jego ostrza. Kobieta opadła na kolana, prosząc o oszczędzenie jej. Mnich jednak bez wahania uniósł miecz i także Królowej poderżnął gardło.
Kiwając ze zrezygnowaniem głową, ruszył na poddasze. Wszedł tam po drabinie, i gdy wyłonił się spod starej klapy ujrzał dziewczynę w młodzieńczym wieku jak obejmuje swojego młodszego brata. Biały Wędrowiec podszedł bliżej, ciągnąc za sobą zakrwawiony miecz. Było to poddasze na wschodniej wieży, w kształcie koła. Znajdowało się tam kilka okiennic oraz jedno przejście na drewniany pomost, prowadzący jedynie w stronę bezkresnej śmierci wśród skalistych wzgórz.
Im Mnich się zbliżał tym rodzeństwo cofało się w tył do skoku wiary. Dziewczyna była bardzo podobna wyglądem do swoich rodziców jak i chłopiec. Jednak żaden z nich nie był przybrany w złoto. Biały Wędrowiec zatrzymał się i spojrzał w ich oczy. I gdy już podnosił miecz, aby po raz kolejny dokonać mordu, cofnął go. Rodzeństwo nawet nie drgnęło, wpatrując się w opuszczone ostrze. I nim się spostrzegli, Mnicha już wśród nich nie było. Biały Wędrowiec opuścił zamek i zniknął w zgiełku zimowego wichru, kierując się na zachód. Jednak wraz z jego zniknięciem nastała jasność i zaświtało krwawe słońce. Mieszkańcy zaniedbanego miasta spojrzeli w kierunku okazałego zamku. Każdy z nich wiedział, co się rozegrało w owych ciemnościach.
Jasnowłosa dziewczyna wraz ze swoim młodszym bratem opuścili swoje więzienie i ruszyli w tym samym kierunku co Mnich, nie oglądając się za siebie.
Wojna w Królestwie zakończyła się. Ludzie nie odnaleźli ciał dzieci królewskich. Inni mówili, że Biały Wędrowiec ich porwał, a pozostali powiadali, że zrzucił z wieży i ciał nie odnajdą. Jednak żadna opowieść nie wspomni nigdy o tym jak Biały Wędrowiec ujrzał w ich oczach dobroć serca.
Krótka opowieść o Białym Wędrowcu. Nie robiłam żadnych poprawek, pisałam na pełnym spontanie. :)
Pozdrawiam,
Dolce Veneziana
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz