Minął miesiąc od tego wspaniałego wydarzenia, a ja jeszcze nie potrafię przestać o nim myśleć (chłopak? ^^). To już moje siódme dni braterstwa, a trzecie pod Lesznem i muszę przyznać (ba, chcę!), że te były WYJĄTKOWE!
Dojechaliśmy na miejsce w świetnych humorach (bez śmieszkowania nie mogło się obejść c: ) i zaczęło się - dzika radość. Wszyscy zaczęli się rzucać w swoje objęcia jakby się nie widzieli z kilkanaście lat, a w rzeczywistości to było jakieś pół roku... niecałe (ulala, pisz dalej). I tak nam piąteczek mijał w wyśmienitych humorach... Ano, trzeba wspomnieć, że Dni Braterstwa w Osiecznej zawsze (czy też odkąd pamiętamy) odbywały się od soboty południa. W tym roku nowością było spotkać się dzień wcześniej.
Piątek, braterskich początek!
Oczywiście była smaczna kolacyjka (tylko o żarciu myślisz...), a po niej Msza Święta z nieszporami. Przed rozpoczęciem trwała grobowa cisza. Obejrzałam się wokół siebie i zdałam sobie sprawę jak bardzo źle mi było, a z resztą nie tylko mi. Było nas mało, zdecydowanie mniej niż zazwyczaj. Żeby to chociaż połowa ławek zajęta została... Przyjechały wspólnoty FRA z Torunia, Brodnicy, Olsztyna, Jarocina i Wronek oraz KSM z Ostrorogu. Jednak każda grupa liczyła jedną osobę, dwie lub maksymalnie do dziesięciu. Eucharystia była piękna, owszem. Cieszyliśmy się z niej niezmiernie, jednakże żałowaliśmy, że pozostali nie mogli razem z nami w niej uczestniczyć. Mimo to odczuwaliśmy prócz lekkiej przykrości radość, że znalazły się osoby, które pragnęły odwiedzić te wspaniałe miejsce i wspólnie z innymi pogłębić swoją wiarę oraz uściślić więzi przyjaźni jeszcze bardziej.
Nastał dzień kolejny, rozpoczęty modlitwą brewiarzową (a jakże inaczej), a później po wypełnieniu swoich żołądków wsłuchaliśmy się w konferencję. Na słowo ''śniadanie'' chyba nigdy tak się nie cieszyłam! Nie byłam głodna po kolacji, wręcz najedzona. Jednak o północy dopiero poczułam głód i jakkolwiek to zabrzmi (spokojnie, rozumiemy)... całą noc nie mogłam spać, bo myślałam o jedzeniu (bo ty tylko o żarciu myślisz, wiemy to). Także poranna kaszka, herbatka i kanapki to był szczyt marzeń tego poranka (po prostu przyznaj, że myślisz tylko o... no dobra, pisz dalej, Dv)! Wracając do konferencji, wsłuchaliśmy się w nią, rozważając w sercu tegoroczne hasło tych braterskich: ,,Bóg, Ja i co dalej?''. Oczywiście później była Msza Święta, MWCD, koronka, czas dla brata i siostry, rozgrywki sportowe - aż żałuję, że nie widziałam zmagań kilku osóbek (wredna ty...) - i zaraz po nieszporach wspólne ognisko, gdzie śpiewaliśmy i żartowaliśmy do późna. W Piccolo obejrzeliśmy filmy z tegorocznych rekolekcji, tzw. alwernia, z pierwszego i trzeciego stopnia (tu odsyłam do postu gdzieś niżej!). Wcześniej jednak była próba orkiestry i były osoby, które nie mogły się oprzeć, aby troszku pośmieszkować (czyli ty też, Dv, norma). Potańczyliśmy w miarę ''ciekawie'' - nie można tego sprecyzować. Większość usiadła i obserwowała próbę, a pozostali bawili się na swój oryginalny sposób.
Czas wyciszenia, czyli adoracja i Pasterka - wydarzenia o blisko północy, gdzie połowa jest nie przytomna, a druga część udaje, że jest przytomna. W gruncie rzeczy - wszyscy są wykończeni, aczkolwiek w sercach każdy przeżywa tę ciszę, pieśni na chwałę Boga i każde usłyszane słowo, rozważane w głębi siebie. Przyznam się (ooo, mów, będą cię ścigać), że podczas adoracji o mało nie zasnęłam, a był to chyba pierwszy raz. Jednak kompletne 'nieogarnięcie' nie powodowało, że: nie chciało mi się siedzieć na adoracji, nie słuchałam rozważań, które czytał pewien Brat, nie wsłuchiwałam się w pieśni, które wykonywał zespół muzyczny. Po prostu wsłuchałam się w Bożą ciszę, a to chyba najważniejsze. Myślę, że to piękne chwalić Boga pieśniami, mówić rozważania, ale jednak sama cisza, nasza obecność - to jest najważniejsze, po prostu być, i nic więcej.
Niedziela - i tak się żegnamy, jednak pełni jeszcze większej radości niż w piątek. Napełnieni Bożą miłością ruszamy dalej, w drogę naszej życiowej pielgrzymki. Myślałam, że te bratki będą słabe ze wzglądu małej ilości osób, lecz po nich śmiało mogę powiedzieć, że były jednymi z najlepszych! Dlaczego?
,, Te bratki były piękne, wyjątkowe, ponieważ przyjechali ci, którzy chcieli przyjechać.''
- pewien Ojciec :)
Warto było jechać? Myślę, że tak. Każdy z nas - uczestników - żałowałby, gdyby się jednak nie pojawił. Umocniliśmy swoją wiarę i przybliżyliśmy się do siebie niczym kochająca rodzina. Po prostu - wyjątkowy czas.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz