Tak się składa, że od dnia 13 sierpnia jestem w domu, a co się z tym wiąże? (zmądrzałaś Dv?) Zakończyłam wszystkie wyjazdy (Ano tak, racja) - wierzcie lub nie, ale jeszcze ze dwa planowałam.
Ty już lepiej siedź w domu!
- pewna osóbka
Jak wszyscy wiedzą, byłam wcześniej na rekolekcjach franciszkańskich, tzw. alwerni, w Kadynach (kto nie wie o co chodzi z alwernią >>> poprzedni post!). Oczywiście na tym się nie zakończyło, bowiem już 20 lipca wyruszałam w okolice Krakowa z projektem Siedem Aniołów, o którym kiedyś wspominałam na innych blogach (zapraszałaś na spektakl w Toruniu! lol, i tak nikt nie pamięta tego. Biedna Ty, Dv). Nie będę wam tłumaczyć tutaj o 'aniołach' (no ej, no!), ponieważ kolejna notka będzie poświęcona w całości na to (a, chyba że tak się bawimy). Wolę skupić się na razie na przeżyciach (ooo, jaka tajemniczość).
Z góry mówię (piszesz!), że byłam na tym projekcie pierwszy raz i mimo wszystko... podobało mi się, choć byłam sceptycznie nastawiona. Myślałam, że nic z tego nie będzie, a tu proszę - wielkie zaskoczenie! No, ale od początku (tak, od tego może zacznij).
Miałam mieć funkcję najpierw teatralnej - w listopadzie była o tym mowa - ale z racji, że nie wiedziałam jeszcze, czy w ogóle pojadę, odmówiłam. Oczywiście przychodziłam na epizody, spotkania formacyjne, ale - jakby to rzec - byłam bezfunkcyjna (jakie to smutne, Dv, serio. Jesteśmy dogłębnie wzruszeni tym), choć miałam w ten czas propozycje od innych grup, m.in. muzycznej i plastycznej. Jednak w dalszym ciągu nie zaczepiłam się niczego. Można by rzec, że głównie byłam takim obserwatorem. Doglądałam pracę innych, najbardziej teatralnych, z epizodu na epizod, czyli od listopada 2015 do maja 2016. I co ujrzałam? Na początku małe kroczki, które artyści stawiali. Próbowali stworzyć coś z niczego! Zasypywali się przeróżnymi pomysłami niejednokrotnie. Jednak nie to na mnie wywarło wrażenie, a ich chęć i motywacja. Każdy z nich pragnął ukazać jak najlepiej stworzenie świata, ale nie tylko przez ogień i inne efekty specjalne, a całym sobą. W czasie każdego spektaklu jakby wyrywali swoje wnętrze na 'światło dzienne'. Pokazali coś ważnego, o czym warto wspomnieć - stworzenie życia. Swoje własne serca, rwące się do działania; jakby wyzwolenie swojej duszy z środka. Dlaczego to jest najpiękniejsze, co działo się podczas spektaklu? Bóg stworzył nas na Swoje podobieństwo, a ci artyści ukazali jak bije z nich wszelka dobroć, radość i Miłość! Działali dodatkowo na chwałę Boga. Nic dodać, nic ująć. Po prostu - dziękuje Ci Panie za te doświadczenie!
Oczywiście w końcu byłam funkcyjna, tzn. zaprosili mnie serdecznie do grupy muzycznej - po raz kolejny :). Przychodziłam tylko na próby - moje gardło już mi odmawiało posłuszeństwa od samego początku. Poza tym, jak wcześniej wspomniałam, byłam obserwatorem tego niesamowitego doświadczenia. I tak przez pierwsze pięć dni, ponieważ z okolic przenieśliśmy się do głównego celu - Krakowa.
Rozpoczęły się tak dla mnie Światowe Dni Młodzieży, które - szczerze mówiąc - podbudowały mnie bardzo, głównie to wiarę w ludzi. To było moje pierwsze doświadczenie z osobami z różnych stron świata. No, a było ich dużo (dużo?! MNÓSTWO!!!). Wszyscy byli do nas nastawieni bardzo pozytywnie. Dzieli się z nami miłością braterską, radością i swoim życiem! Byli także bardzo chętni do rozmów. Nie tylko mówili o kraju, z którego pochodzili, ale także o swojej wierze. To były piękne chwile, gdy mogliśmy razem z tymi ludźmi śpiewać na chwałę Pana i cieszyć się każdą sekundą życia. Wierzcie też lub nie - gdziekolwiek się nie wsiadło, w tramwaj czy autobus, tam francuzi, portugalczycy czy niemcy - nie sposób wymienić wszystkich teraz, gdy piszę ok. północy - grali na gitarze, bębnach (wszystkim!) i śpiewali. A my co? Razem z nimi (no ba, a czemuż nie? :D)!
Warto też wspomnieć o powitaniu papieża Franciszka na błoniach w czwartkowy dzień. Było one... niesamowite! Gdy zapowiadali świętych, nasza grupa do każdego wystąpienia tanecznego... tańczyła, wyzwalając w sobie ogrom radości! A sam papież wyglądał na szczęśliwego, co ukazał jego wielokrotny, szczery uśmiech :). W piątek natomiast była przepiękna Droga Krzyżowa! Rozważania bardzo uderzały do ludzkich serc, to też sądzę, że wszyscy obecni bardzo wczuli się w modlitwę. A co do soboty... spóźniłam się! Dotarłam dopiero o dwudziestej, także ciężko powiedzieć o początku. Oczywiście było czuwanie całonocne, w którym uczestniczyłam i muszę przyznać, że... spałam (na czuwaniu? oj, oj)! Szczerze mówiąc, zawiodłam się. Byłam przekonana, że coś będzie na nim, np. adoracja, a tak naprawdę zapalili światła i nastała cisza. Kompletnie nic, zero. I chcąc czy nie - wszyscy poszli spać. Dopiero rano zespoły zaczęły śpiewać, m.in. Lednica 2000. No i co najważniejsze - odbyła się msza święta z papieżem Franciszkiem. Pod koniec niej, Ojciec Święty poinformował o następnym spotkaniu młodych, które ma odbyć się w 2019 roku.
Jaki był dla mnie ten czas? Z całą pewnością umocnienia i wielu różnych doświadczeń. Bałam się? Szczerze mówiąc to... nie. Głównie pojawiał się momentami niepokój, ale nie strach.
Jak Bóg z nami, to któż przeciwko nam?
Ostatnim wyjazdem moim była piesza pielgrzymka franciszkańska z Brodnicy na Jasną Górę. Ten czas był także umocnieniem mojej wiary. Oczywiście wędrowaliśmy przed tron Matki w upale, chłodzie, słońcu i deszczu. Co nas z taką determinacją prowadziło? Raczej KTO! Bóg, proszę państwa. Pragnienie dojścia przed obraz Matki Bożej i przedstawienie intencji, które nosiliśmy przez dziesięć dni w naszym sercu.
Oczywiście to także czas pokutowania, a nogi odczuwają to najbardziej - kto pielgrzymował, ten wie :D! W zeszłym roku chodziło mi się bardzo źle - w dodatku był upał przez całe dziesięć dni. A teraz... Sama byłam w szoku, ale nogi mnie NIE BOLAŁY ANI RAZU! Nic, całkowicie nic. Dobre, nie? I tak naprawdę było mi ciężko na sercu z tą łaską. Wokół mnie wiele ludzi cierpiało, a ja co? IDĘ DALEJ W NAJLEPSZE! W dodatku miałam ciężką intencję przewodnią - tym bardziej nie rozumiałam tego. Aż pod koniec pielgrzymki słyszę słowa pewnego Ojca: ,, To, że idziesz i nic cię nie boli, nie oznacza, że nie niesiesz intencji. '' Te słowa mnie podbudowały na tyle, że ostatnie odcinki wędrowałam z o wiele lżejszym serduchem i większą wiarą!
No i dotarłam przed obraz Matki Bożej Częstochowskiej, błagając o wysłuchanie intencji, które przyniosłam ze sobą. Jakie to było uczucie? Nie napiszę. Nic więcej tak naprawdę nie chcę zdradzać; żadnych wrażeń, poza tym, że było pięknie. Dlaczego? Uczucia, które doznajesz podczas pielgrzymowania i bycia przed tronem Matki, nie można opisać. To trzeba przeżyć. Jeśli więc jesteście spragnieni tego, to zapraszam serdecznie! Idźcie w przyszłym roku, a sami się przekonacie.
Pewne rzeczy winno się zachować w swoim sercu.
Dlatego też więcej nie napiszę o tym, co wydarzyło się w czasie tych wszystkich wyjazdów.
Myślę, że w tej notce to na tyle. Jaka następna i kiedy? Nie wiem. Być może będzie to ta o Siedmiu Aniołach, a może inna. Wypatrujcie na facebooku takowej informacji!
Pozdrawiam serdecznie, życząc wiele pokoju i dobra w sercu!
Dolce Veneziana
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz